W.D.
Dynamizm charakteru: statyzm (odcień egzodynamiczny)
|
Wysłany: Sob Gru 28, 2024 10:57 am 34 lata religii w szkole - bilans zysków i strat
|
|
|
[W budowie].
AI napisał/a: | Tekst analizuje obecność religii w polskich szkołach od 1990 roku, podkreślając strategiczne działania Kościoła katolickiego w celu jej wprowadzenia i utrzymania, w tym automatyczne zapisywanie uczniów, umieszczanie lekcji w środku planu, oraz wliczanie oceny do średniej. Autor kwestionuje prawdziwy cel zapisu w Konstytucji o prawie rodziców do wychowania religijnego, sugerując, że służy on przede wszystkim interesom Kościoła. Na koniec, omawiane są protesty Kościoła przeciwko planowanym zmianom, interpretowane jako obawa o utratę finansowania i wpływów. |
Religię wprowadzono do szkół w 1990 roku, więc jest ona w niej obecna już ponad 34 lata. Prowadzą ją zarówno księża, jak i osoby świeckie. Liczba katechetów waha się, co zależy od kilku czynników, jednak na przestrzeni całego tego przeszło 30 letniego okresu ich liczba, co wynika ze zrobionego na szybko przeglądu stron wyguglowanych za pomocą frazy “liczba katechetów w Polsce”, nie była bodaj mniejsza niż 10 tysięcy w każdym roku szkolnym. Warto byłoby poznać dokładne dane na ten temat, aby dowiedzieć się, ile łącznie pieniędzy z budżetu państwa pochłonęły dotychczas wynagrodzenia katechetów. Zanim jednak katecheci, w tym księża jako przedstawiciele Kościoła katolickiego, zostali zainstalowani w publicznych szkołach, do wstępu do Konstytucji wpisano odniesienie do Boga i chrześcijaństwa, a w art. 53 napisano wprost, że religia “może być przedmiotem nauczania w szkole”, co, jak wiadomo, nie miało jedynie znaczenia symbolicznego, ale przede wszystkim miało stać się przyczynkiem do zmiany prawa w sposób umożliwiają wprowadzenie religii do szkół. Na samym wpisaniu religii na listę przedmiotów szkolnych nie mogło się jednak skończyć, bowiem bez niezbędnych zabiegów taktycznych ów przedmiot mógłby się niedługo utrzymać w szkole, i dlatego, jak można przypuszczać, doprowadzono do sytuacji, w której to:
- nie uczeń zapisywał się na lekcje religii, ani też nie robił tego rodzic w jego imieniu, ale sam zainteresowany był zapisywany na nią z automatu, nie będąc w ogóle pytany o zdanie;
- plan lekcji był układany tak, aby lekcje religii znajdowały się nie na pierwszej czy ostatniej lekcji, ale w środku planu;
- ocena z religii była wliczana do średniej ocen;
- uczęszczanie na lekcje religii było warunkiem decydującym o dopuszczeniu ucznia do przyjęcia Sakramentu Pierwszej Komunii Świętej i Sakramentu Bierzmowania, choć, ale tylko formalnie, warunek ten nie musiał być spełniony.
Tak więc zapisy w Konstytucji, zmiana prawa i reguły, w oparciu o jakie były układane plany zajęć, stanowiły swoisty wytrych, który pozwolił dobrać się funkcjonariuszom Kościołowi katolickiemu i ich świeckim sprzymierzeńcom do publicznych pieniędzy. Wypada wspomnieć o innym związkach wyznaniowych, które także zyskały takie możliwości, tyle tylko że stanowiły one margines, nie odgrywający większej roli, choć, jakby nie było, dodatkowo utwierdzały nowy porządek rzeczy. Na tym bynajmniej nie koniec. Kościół katolicki zapewne na długo przed zmianą władzy po “zakończeniu komunizmu”, obmyślał, jak rozegrać całą sprawę, biorąc pod uwagę wiele czynników, spośród których bodaj najważniejszym mogła być mentalność rzeszy Polaków, której wyrazem są takie powiedzenia jak np. “Co na to powiedzą sąsiedzi/znajomi/rodzina?”; swoją drogą, taki sposób myślenia nadal jest żywy, przynajmniej w mniejszych środowiskach, np. na wsiach, gdzie, jak to się zwykło mówić, wszyscy wszystkich znają. Tak więc i teraz ludzie pod presją społeczną godzą się na coś, na co wcale nie muszą nie godzić, zwłaszcza że mają już zapewniony byt do samej śmierci . Bardziej jednak boją się ostracyzmu ze strony innych członków społeczności, a nawet tego, że gdyby się “wyłamali”, to mogłoby to poskutkować tym, że np. ktoś nie przyszedłby na ich pogrzeb, czy nawet że ksiądz mógłby robić jakieś problemy w kwestii pochówku rodzinie zmarłego.
Biorąc pod uwagę powyższe, można mieć wątpliwości co do tego, czy zapis w Konstytucji mówiący, że: “Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami” rzeczywiście został do niej dodany w interesie rodziców, czy może jednak przede wszystkim w interesie samego Kościoła katolickiego, który poprzez wywieranie w taki lub inny sposób presji na rodziców wymusza na nich (zwłaszcza na tych potencjalnie opornych) milczącą zgodę na swoje działania, będąc faktycznym beneficjentem przytoczonego zapisu.
Trudno się więc dziwić protestom ze strony Kościoła katolickiego odnośnie zmian w nauczaniu religii, które mają zacząć obowiązywać od nowego roku szkolnego (2025), jako że ich wprowadzenie, co można przewidywać z dużym prawdopodobieństwem, będzie w rzeczywistości oznaczać koniec religii w szkołach, bo też, paradoksalnie, zacznie obowiązywać martwy do tej pory przepis (Konstytucja), który mówi, że “Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia (...)” (także drogami poza formalnymi).
Komisja Episkopatu Polski argumentuje, że zmiany “szkodliwe z punktu widzenia wychowawczego” ( https://wiadomosci.wp.pl/sprzeciw-kosciola-wobec-zmian-w-lekcjach-religii-7106454717577952a#:~:text=szkodliwe%20z%C2%A0punktu%20widzenia%20wychowawczego ), ale chyba mało kto ma wątpliwości, że chodzi po prostu o zachowanie posad i pieniądze.
Co do zysków i strat, to osobiście nie jestem w stanie dostrzec chyba żadnych zysków, a co do strat, i to nie tylko tych finansowych, to napiszę wkrótce, uzupełniając ten wpis.
[ religia w szkole szkoła kościół katolicki konstytucja episkopat ] |
|